Plac Piotra Skargi o poranku i w promieniach czerwcowego słońca. Pod Kolegiatą pw. Bożego Ciała gromadzi się coraz więcej ludzi. Różnią się znakami miast na tablicach rejestracyjnych. Tytułami magistrów, profesorów, doktorów i biskupów. Wszystkich jednak łączy wspólny rocznik i Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika. Przyszli tu, przed jarosławską Kolegiatę, by po pięćdziesięciu latach na nowo skrzyżować swoje drogi i wspólnie podziękować za egzamin dojrzałości, który w murach I LO uzyskali dokładnie pół wieku temu. Stoją w grupach swoich dawnych kolegów z klasy. Może kątem oka dostrzegają swoją dawną miłość, przyjaciela lub kogoś, kogo do tej pory wolą unikać. Rozmawiają. Bardzo często chodząc po językach przewija się zdanie „Cieszę się, że znowu się widzimy”. Zdanie wypowiadane szczerze i z radością. Atmosfera pachnie wspomnieniami. Zrywaniem mleczy na torach w ’56. Pierwszą pracą. Rozrabianiem na lekcjach. I dziękczynieniem za siebie nawzajem, za tych, którzy odeszli i za pół wieku łask na własnych życiowych ścieżkach.
Edward Białogłowski – od 27 lat biskup, przemyski, później rzeszowski – odprawia mszę św. Wspólna celebracja liturgii dopełnia spotkanie po latach. Ożywia wspomnienia, raduje serca. Te znowuż wracają do czasów młodości, kiedy Liceum jeszcze nie miało własnego sztandaru i było bezimienne. Biskup Białogłowski podkreśla, że „imię jest czymś bardzo istotnym, bo mówi nam, kim jesteśmy” jednocześnie nawiązując do aktualnego patrona szkoły. Astronoma i duchownego.
Wszystko jest dziękczynieniem. Mury Kolegiaty przepełnia jedno słowo – „dziękuję”. Za rodziców, za wychowawców, za 50 lat. Ławki w pierwszej części głównej nawy są zajęte. Na przekazaniu znaku pokoju absolwenci z radością wstają z miejsc i krzepkim uściskiem podają sobie ręce. Nastrój zmienia się radykalnie wraz z zacytowanymi słowami Horacego „non omnis moriar” – nie wszystek umrę. Z ambony czytane są nazwiska zmarłych nauczycieli, koleżanek i kolegów. Ktoś szepce cicho do kogoś. Komuś załamuje się głos. Ktoś ukradkiem przeciera oczy.
Po liturgii nadchodzi moment, gdy byli uczniowie powracają w miejsce, które niesie ze sobą ładunek wszystkich ich wspomnień. Od pierwszego przekroczenia murów Kopernika aż do chwili obecnej. Wraz z trzaskiem dębowych drzwi czas traci tu swoją władzę. Mają na powrót po te naście lat. Stąpając ze schodka na schodek jedna z pań szepce koleżance, że czasami w snach się jej te schody przewijają przed oczyma. Na auli jest gwarno. Odżywają młode duchy. Ancymony z ostatniej ławki na powrót gadają nawet podczas przedstawienia. Sympatyzmu do tego miejsca czas nie zmienił.
Bo jak powiedział Andrzej Rybiński w piosence:
Nie liczę godzin i lat,
To życie mija, nie ja.
Bliżej gwiazd, bliżej dna
Jestem wciąż taki sam,
Wciąż ten sam
W.M.