Felieton

Pisanie, czyli intymność.

Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu; pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka; przynajmniej dla mnie – Marek Hłasko


Bardzo nie lubię widoku białego, pustego papieru. Najlepiej pisze się po wysłużonej kartce, wyrwanej z dziwnego zeszytu, gdzie na marginesach kreślą się tablice z „kółkiem i krzyżykiem”, a druga strona jest całkowicie niezdatna do użytku. Trzeba mieścić całą treść w tych skromnych, parunastu linijkach, bo przy sięgnięciu po nowe tworzywo znowu zobaczymy…
Pusta kartka. Brrrr, to naprawdę przeraża.
Nagle cały nasz barwny świat, wybudowane ze spiżu charaktery czy przemyślenia stoją przed osądem zwykłej, białe strony. Wszystko nagle się kurczy. Staje się takie… poważne. Trzeba wydobywać po kolei te zasoby, które się ma.
Ulica, którą szedł Michałek była długa i prowadziła do sklepu starego ogrodnika… – stój. Jak brzmiała ta ulica? Kto na niej mieszkał? A może otoczyła się nowoczesnymi biurowcami, z których rytmicznie wyzwalał się smród współczesnego bur… – skreśl. Za daleko pojechałaś. Nie wiadomo kto załapie.
Michałek był odważny – nieeeeeee nie. Trzeba to udowodnić w jakiejś scenie. W jakiej scenie? Nie wiem. Ale na pewno nie można tylko budować postaci przez same słowa, uspokój się babo.
Dobra, to przynajmniej opiszmy go fizycznie. Miał włoski takie, a takie, ładny nos, eeee, co jeszcze mają ludzie? Chwila. Dlaczego nie znam dokładnego opisu mojego głównego bohatera? Przecież on jest k l u c z o w y . Co będzie z innymi, drugoplanowymi? Co mówi wygląd o samym Michałku? Musi coś mówić, musi musieć. Przecież jak powiem, że ma brązowe włoski, niebieskie oczka i metr osiemdziesiąt to czytelnik może pomylić go z każdym inną napotkaną postacią.

#

Przez wiele lat czułam blokadę pisania. Pierwsze, prawdziwe słowa, które ze mnie wychodziły pochodzą z czwartej klasy. Tylko, że nie wytrzymałam sądu białej kartki.
Czyż nikt z nas nie chciał być aktorem, ale bał się wyjść z siebie i zrobić z siebie głupca? Czy nie było tak, że stawialiśmy zbyt często na neutralność, bo mogliśmy się pomylić? Ewentualnie przestaliśmy śpiewać, bo nasz głos okazywał się być czymś, co ma własny kształt, a tego już nie mogliśmy wytrzymać?
Nie ze względu na innych. Przez wzgląd na to, że nie chcieliśmy w coś uwierzyć i zainwestować , a potem zostać porzuceni, upokorzeni przez reguły pewnych ideałów.
Dlatego uwielbiałam zadania pisemne z polskiego. Tam nie miałam własnej woli. Pisałam z narzuceniem tematów. Bezwzględnie od poczucia żenady na widok swoich słów, wiedziałam, że muszę po prostu to skończyć najlepiej jak umiałam dotychczas. I tak robiłam. Potem zauważałam mankamenty… ale wciąż czułam dumę. Dlatego, że to był mój głos.
Własna twórczość czegokolwiek każe ci zwątpić w wiele rzeczy. Gdy myślisz, że masz już zbudowane do ostatniego centymetra… w realizacji okazuje się, iż to tylko kropla.
Dlatego większość niedoszłych pisarzy, muzyków, reżyserów, aktorów czy innych wariatów potrafi zasiedzieć się codziennie w barach i opowiadać o wspaniałości obrazu sztuki, którą adorują i tak bardzo pragną tworzyć. Gdy jednak podchodzili do niej zbyt blisko, okazywało się, że to uniwersalne piękno jest tylko odbiciem. A oni musieliby sprawić, by stało się prawdą.
W ten sposób przegrali ze swoim głosem. I białą kartką.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *