Skandal za skandalem, czyli Eurowizja 2022
Dnia 14 maja odbył się finał 66. Konkursu Piosenki Eurowizji. Wygrała Ukraina, czego można było się spodziewać. Wojna za naszą wschodnią granicą na pewno sprzyjała wynikowi. Od lat wiadomo, że ważniejsza od muzyki jest popularność i poprawność polityczna. W tym roku było podobnie. Najprawdopodobniej wszystko zostałoby szybko zapomniane, gdyby nie pewne skandale, które wyszły w trakcie wydarzenia.
W obu kontrowersjach Polska znajduje się na pierwszym planie. Na początku warto wspomnieć o braku punktów dla Polski ze strony Ukrainy. Występ Krystiana Ochmana nie okazał się takim sukcesem jak oczekiwano. Podczas finału 66 edycji Eurowizji zgromadził w sumie 151 punktów (46 punktów od jurorów i 105 od publiczności) i zajął 12. miejsce. Jury wschodnich sąsiadów dostało się za brak jakichkolwiek punktów dla polskiego reprezentanta oraz prorosyjskie skłonności. Polacy są oburzeni, ponieważ masowo pomagali uchodźcom, a mimo to nie dostali żadnego punktu. Wadim Lisica, przewodniczący jury zabrał głos. Stwierdził, że każdy kraj dostał tyle punktów na ile zasłużył. Inną przyczyną może być brak odpowiednich kompetencji jednej z członkiń jury. Irina Fediszin pokazała w sieci swoją kartę do głosowania, z której wynika, że przyznała Ochmanowi 10 punktów. Zadaniem jury nie jest przyznanie 10 czy 12 punktów, tylko uszeregowanie występów od najlepszego do najgorszego według miejsc. Stąd 10 oznaczało 10. miejsce, a nie 10 punktów. Wydaje się być to zabawne, ale mogło się wydarzyć naprawdę, co już takie śmieszne nie jest.
Większe oburzenie wzbudziło anulowanie głosów sześciu państw. Azerbejdżan, Czarnogóra, Gruzja, Polska, Rumunia i San Marino miały „dogadać się” w sprawie głosów i przyznawać sobie preferencyjne noty. W związku z nieprawidłowościami rezultaty usunięto, a głosy jury w tych krajach zastąpiono uśrednionym wynikiem opartym na głosowaniach z poprzednich lat. TVP w komunikacie „kategorycznie odrzuca wszelkie zarzuty formułowane pod adresem polskich jurorów jako bezpodstawne i niedorzeczne”, zapewniając, że głosowali oni wyłącznie według „swoich odczuć i własnego uznania”. Europejska Unia Nadawców postanowiła pokazać dowody, które już jednoznacznie pokazują dziwnie podobne oceny.
„EBU omówiło schematy głosowania z odpowiednimi nadawcami i dało im możliwość przeprowadzenia dalszego śledztwa w sprawie głosowania jury z ich krajów. EBU potwierdza swoją decyzję, by zastąpić głosy jurorów z tych sześciu krajów wynikiem zastępczym zarówno w przypadku drugiego półfinału, jak i wielkiego finału” – czytamy w oświadczeniu.
Wróćmy do tematu „upolitycznienia” konkursu. Wygrana ukraińskiego zespołu, Kalush Orchestra, zdaniem internautów była wynikiem sytuacji w Europie. Z negatywnymi reakcjami w Europie spotkała się sekretarz konkursu, Ida Nowakowska, która nawiązała do wojny w Ukrainie i wsparcia Polski oraz zakończyła podawanie punktów okrzykiem „Slawa Ukrainii”.
Po fali skarg na zespół jury, Ukraina postanowiła zmienić zasady rekrutacji. Jak informuje „Dziennik Eurowizyjny”, to widzowie zdecydują, kto zasiądzie w jury Eurowizji. Obywatele Ukrainy będą mogli zgłosić swoich kandydatów, a internauci wyłonią pięciu członków komisji.
Od Eurowizji minął już ponad tydzień. U większości emocje opadły. Nasz kraj znów musiał uznać wyższość… lepszych? No właśnie; czy Ukraina była od nas lepsza? Na pewno bardziej kontrowersyjna. Wojna przyniosla same złe doznania: masę zabitych i rannych, wielką migrację oraz zniszczenia, przez co Ukraina była na pierwszych stronach gazet. Można gdybać, „Co by było gdyby Putin nie zaatakował naszych wschodnich sąsiadów”, lecz nic to nie zmieni. Wcześniej wymienione skandale pokazują, że Polska też nie okazała się wcale taka święta. Eurowizja – tak jak podobne konkursy np. „Oscary” – już od dawna przestały oceniać to co najważniejsze. Skupiają się głównie na kontrowersji i polityce. Tworzona jest narracja o szanowaniu wszystkich grup społecznych. Jeśli ktoś skrytykuje geja, wychodzi na homofoba. Gdyby ktoś nieprzychylnie podszedł to występu Kalush Orchestra, zostałby uznany za zwolennika Putina. Czy jesteśmy pewni, że do tego chcemy zmierzać?
Mikołaj Krzeptoń