Eluveitie – Ategnatos (2019)
Eluveitie, szwajcarski zespół grający celtycki folk metal, nie tak dawno temu zmienił swój skład. Z grupy odeszło troje członków, jednak ta dalej tworzy muzykę pełną pasji, a nowi artyści szybko odnaleźli się wśród pozostałych artystów. Zdążyli wydać razem już dwie płyty. Ostatnia („Ategnatos”) powstała we współpracy z wytwórnią Nucleal Blast Records ukazała się zaledwie kilka dni temu, 5 kwietnia 2019. Muszę przyznać, że to był najbardziej wyczekiwany przeze mnie krążek. Czy mnie zadowolił? Owszem. Czy jest lepszy od poprzednich? Niekoniecznie. Dlaczego? Zapraszam do przeczytania dalszej części recenzji.
Odkąd w 2016 roku zespół pożegnał się z Anną Murphy (wokal, lira korbowa), Merlinem Sutterem (perkusja) i Ivo Henzi (gitara) na ich miejsce szybko znaleźli się nowi muzycy. Jak to zawsze bywa, nowi członkowie grupy wprowadzili coś do ogółu twórczości, jednak nie do końca były to dobre zmiany. Najbardziej krzywdzące dla zespołu było dołączenie nowej wokalistki. Fani Eluveitie bardzo pozytywnie przyjęli Fabienne Erni i rzeczywiście nie daje ona powodu do wyrażania na jej temat żadnego niezadowolenia. Moim zdaniem jednak daleko jej do Anny Murphy, ale zdaję sobie sprawę, że drugiego takiego głosu Eluveitie już nie znajdzie, dlatego pozostaje mi po prostu pogodzić się ze stratą i przyzwyczaić do zmian.
„Ategnatos” sprostał moim oczekiwaniom. Mogę nawet powiedzieć, że pozytywnie mnie zaskoczył, bo odkąd usłyszałam nowe wersje niektórych utworów z płyty „Slania”, której ponownego nagrania zespół podjął w zeszłym roku z okazji dziesięciolecia wydania krążka, byłam pewna, że moja ulubiona grupa muzyczna właśnie się kończy. Najwyraźniej jednak tamte nagrania były efektem chwilowego kryzysu twórczości. Wypuszczenie pierwszego singla „Ategnatos” dało mi nadzieję, że to jeszcze nie jest koniec, a drugiego („Ambiramus”), że to będzie coś, na co warto czekać. Chociaż płyta nie jest tak dobra, jak „Slania” z 2008 roku i „Helvetios” z 2012, trzyma dosyć wysoki poziom. Łączy w sobie bardzo mocne metalowe brzmienie oraz dźwięki liry korbowej, skrzypiec, lutni i fletu, co nadaje utworom ludowości i przywołuje klimat celtyckich legend i mitów. Zespół na szczęście nie popadł w całkowite uwielbienie Fabienne i nadal w wielu utworach można usłyszeć charakterystyczny, mocny growl Chrigela Glanzmanna, który jest chyba najbardziej rozpoznawalnym muzykiem w grupie (i słusznie!).
Płytę zdecydowanie polecam. Komu? Wszystkim! Przesłuchanie chociaż kilku utworów z „Ategnatos” będzie nowym doświadczeniem nawet dla fanów lżejszych kawałków. Jest to zdecydowanie coś, na co się czeka i co zostaje w pamięci, bo jest absolutnie niepowtarzalne i ma klimat. Mam nadzieję, że zespół będzie kontynuował tworzenie muzyki w tym samym kierunku, jak teraz, bo to zdecydowanie dobra droga do wykreowania wartej uwagi dyskografii.
Eyjarr