Jak wytresować Lego i tajemnica magicznego smoka 2
Nie wiem jak wam, ale mi udało się na feriach w jeden tydzień zaliczyć trzy wizyty w kinie. To praktycznie połowa w porównaniu do całego zeszłego roku. Byłem na samych filmach animowanych (chociaż nie całkiem), bo tak się złożyło, że ostatnio w kinach ich całkiem sporo, a tekst, który teraz czytacie, ma być zbiorem moich opinii o poszczególnych produkcjach. Nie przedłużając, przejdźmy do pierwszej pozycji.
Asterix i Tajemnica Magicznego Wywaru
Wow. Pięćdziesiąt lat i nadal trzyma poziom. W każdym razie jako pierwsze na warsztat wziąłem nowego Asterixa, bo widziałem go na samym początku, a po drugie: prawdopodobnie tego filmu już nie obejrzycie na dużym ekranie, ale hey! Od czego jest VOD! Więc jak już się pojawi na jakiś serwisach streamingowych albo na półce w empiku to będziecie wiedzieć, czy warto. A moim zdaniem warto, ale po kolei.
Dla tych, co nie wiedzą czym są Przygody Asterixa. Cała Galia została opanowana przez Rzym z wyjątkiem jednej wioski, która stawia opór najeźdźcom dzięki napojowi, który daje im nadludzką siłę. Jest to już drugi film nowej serii animacji o tym bohaterze zaraz po „Osiedlu Bogów”, które było udanym powrotem do klimatu i humoru klasycznych animacji, a jednocześnie umiejętnie zaadaptował tę formułę do dzisiejszych realiów. I w skrócie to samo można powiedzieć o „Tajemnicy Magicznego Wywaru”: To jest Asterix naszych czasów. Powiedzmy sobie szczerze, kultowe „Dwanaście Prac Asterixa” nawet z nowoczesną oprawą to nie jest coś, co nadawałoby się dzisiaj na wielki ekran. Wynika to z tonu tamtych filmów, które były beką od początku do samego końca, a wydaje mi się, że idąc do kina, oczekujemy (choćby podświadomie) czegoś więcej. I jak widać, tego samemu zdania są twórcy, którzy idealnie balansują pomiędzy patetycznością, a … robieniem filmu z Asterixem.
Wyjątkowo nowy twór francuzów skupia się bardziej nie na tytułowym bohaterze, a na Panoramixie, druidzie będącego również autorem tytułowego magicznego wywaru. Ów druid pewnego razu, zbierając składniki, spadł z drzewa. Druidom nigdy się to nie zdarza, dlatego zaniepokojony Panoramix postanawia znaleźć swojego następcę, któremu powierzy recepturę, dzięki której nie podbito jeszcze wioski. Dalej mamy poszukiwania młodego ucznia przez naszych bohaterów. Fabuła sama w sobie nie ma jakiejś wielkiej głębi czy lekcji, ale wciąga. Jednakże nie historia gra tu główną rolę, a humor. Oczywiście to, co kogo śmieszy, jest już kwestią indywidualną, ale mój Boże! Śmiałem się chyba najgłośniej na całej sali. To jest ten sam absurd i slapstick, za który wszyscy pokochaliśmy zarówno komiksy, jak i filmy. Powracają powtarzające się gagi i za każdym są równie zabawne (piraci), a dialogi między mieszkańcami wioski i sytuacje z tego wynikające to złoto. I jak zawsze w tego typu filmach genialną robotę robi polski dubbing.
To nie jest przełomowa produkcja, nie przełamuje szlaków i zapewne nie zostanie z wami na dłużej, ale też nie musi być. To idealna propozycja do obejrzenia wspólnie z rodziną lub ze znajomymi po ciężkim dniu czy też tygodniu i zapomnieć o wszystkich troskach. I dobrze. Takie filmy są potrzebne.
Jak Wytresować Smoka 3
Wow. W końcu się doczekaliśmy. Nie wiem, czy wiecie, ale ten film miał pierwotnie wyjść w 2016 roku. Natomiast pierwszy zwiastun dostaliśmy dopiero w połowie 2018 roku. I tenże zwiastun mnie do siebie nie przekonał. I właściwie od początku zapowiedzi do premiery miałem obawy o ten film. Widzicie, uwielbiam „Jak Wytresować Smoka 2”. Uważam to za sequel doskonały, ponieważ w odróżnieniu od innych serii animowanych tutaj pokazano rozwój zarówno bohaterów, jak i całego otoczenia. Dla porównania „Iniemamocni 2” z zeszłego roku to świetny przykład jak nie robić kontynuacji. Lubię ten film, ale robi coś, czego nie powinno się nigdy robić. Mianowicie cofa bohaterów w rozwoju, sprawiając, że wszystkie wydarzenia z poprzedniej części stają się nieważne. I jest to błąd w serii, gdzie tak silną rolę odgrywają bohaterowie. Trzecia część smoków tego nie zapowiadała, ale też nie zapowiadała żadnej ewolucji, jak to było w przypadku poprzedniej części. Do tego dochodziła mocno reklamowana Biała Furia, która była tanim pójściem na łatwiznę. Ale jak już mówiłem, jestem fanem serii, dlatego postanowiłem wybrać się na seans, przekonać się samemu i kto wie, może się pozytywnie zaskoczę. I wiecie co? Wszystkie moje obawy… się sprawdziły.
Jest dokładnie tak, jak się spodziewałem. Produkcja sama w sobie jest bardzo solidnym rzemiosłem na poziomie filmów Pixara czy Disneya. Tylko że jak spojrzysz na to na tle całej serii, to wypada po prostu średnio. Fabuła powiela schematy zarówno z jedynki, jak i dwójki jak np.: kolejny ukryty świat smoków albo kolejny antagonista powiązany ze smokami (który swoją drogą przypadł mi do gustu, łowca smoków, który poluje głównie dla satysfakcji), a Biała Furia nadal do mnie nie przemawia. Wiecie, co ja bym zrobił na miejscu twórców? Dałbym Czkawce dzieci. I tyle. Dodać tylko ten jeden prosty zabieg i seans pewnie zostałby mi w pamięci na dłużej. A tak dostaliśmy powtórkę z rozrywki.
Czy jestem rozczarowany? Trochę. Czy żałuję straconego czasu i pieniędzy? Nie, bo jak już mówiłem, to nie jest film zrobiony na „odwal się”. Postacie nadal się lubi i relacje między nimi wciąż trzymają poziom, a i wizualnie jest naprawdę dobrze. Poważnie, może technicznie nie różni się za bardzo od filmów Pixara, ale uwielbiam te wszystkie projekty smoków, budowli, maszyn, a już szczególnie zrobiły na mnie wrażenie ubiory i zbroje ze smoczych łusek. Widziałbym w tym świecie porządną grę z otwartym światem i tylko czasem raził mnie fakt, że bohaterowie nie mogą użyć swoich mieczy i toporów, jak należy, bo wiadomo czemu.
Najbardziej satysfakcjonujące było dla mnie zakończenie i jakby cały film był jak ta kóncówka, to byłby to o niebo lepszy seans. No szkoda trochę, szkoda, bo był potencjał. Można iść, bo to w sumie bezpieczny wybór na rodzinny wypad do kina… ale lepiej na Lego
Lego Movie 2: the second part
Wow. To już drugi film po „Into The Spider-Verse”, który chcę mieć na swojej półce, co nie jest przypadkowe, biorąc pod uwagę, że za scenariusz obydwu produkcji stoją Phil Lord i Chris Miller. Wiecie już, że film mi się spodobał, ale zacznijmy od początku, czyli do pierwszego Lego Movie. Powiem wam, że kiedy wyszła pierwsza część, to nie byłem jej fanem. Był to dla mnie film stricte dla dzieci. Podobnie nie zachwycił mnie Lego Batman pomimo pozytywnych recenzji. Jednakże, gdy zobaczyłem pierwszy zwiastun sequela, to ten mnie chwycił bez reszty, tym bardziej że jakiś czas temu nadrobiłem sobie Mad Max: Fury Road. I co tu dużo mówić, udałem się na seans, ale jeszcze przed tym wspólnie z bratem przypomniałem sobie jedynkę. Zadziwiające jak z biegiem czasu zmieniają się gusta.
Ci, co oglądali, wiedzą, jak skończyła się pierwsza część i na tym opiera się kontynuacja. Natomiast dla tych, co nie widzieli: jest sobie świat z klocków Lego, w którym żyje sobie nasz protagonista Emmet. Ów świat staje się ofiarą inwazji klocków Duplo i zamienia się w pustynię rodem ze wspomnianego Mad Maxa, a później lecą w kosmos. Napiszę to dużymi literami: FABUŁA JEST SZALONA. W tym filmie dzieje się tak dużo i szybko, a przy tym jest tak czytelny, że szok. To jest mix postapo, space opery, musicalu i nie tylko. W tym filmie jest Chris Pratt będący Chrisem Prattem do kwadratu grany przez Chrisa Pratta (szkoda, że seanse były tylko z dubbingiem) Oczywiście, jeśli widzieliście poprzednią część, to możecie spodziewać się paru twistów fabularnych, ale wciąż nie brakuje i tych niespodziewanych. Ponadto cały film jest upstrzony nawiązaniami do wszystkiego. Twórcy rzucają w nas żartami jakby strzelali z działa gatlinga. I czasami to są rzeczy tak bardzo meta, że prawdopodobnie wyłapie je tylko pięć procent osób na sali, a innym razem jest to postać banana przewracającego się o samego siebie. Tak jak jestem już zmęczony postacią Batmana, tak tutejszy lego Batman to mój ulubiony Batman i kiedy zaczął śpiewać, to autentycznie popłakałem się ze śmiechu i nawet jeśli jego wątek jest trochę niepotrzebny to i tak cieszę się, że się pojawił. A skoro jestem przy temacie śpiewania, to do tej pory słucham utworów królowej Watevra Wa’Nabi, która swoją drogą jest kapitalną postacią.
Nie zgadzam się z opiniami, że to po prostu więcej i lepiej. Sama fabuła, choć używa tych samych zagrywek co poprzednio, jest bardzo odmienna i wzorem poprzednika używa tego całego szaleństwa, by powiedzieć coś wartościowego. To cholernie mądra bajka o nie banalnym przesłaniu, które, chociaż skierowane głównie do dzieci, to i do dorosłych może też trafić. Poza tym po filmie z dwójką w tytule spodziewamy się chyba kontynuacji tego, co już znamy, czyż nie? Osobiście druga część podoba mi się bardziej niż pierwsza, ale patrząc na opinie w sieci: jest z tym różnie. Dlatego, mimo iż do mnie ten film trafił, to nie koniecznie trafi i do was, ale mimo to dajcie temu szansę, bo to w ogóle nie zarabia (tak to jest, jak reklamuje się swoją produkcję tylko na kanałach dziecięcych, w czasach gdy dzieci oglądają głównie Youtube’a), a jeśli się zdecydujecie, to wpierw obejrzyjcie jedynkę, sam trochę widzę te dwa byty jako jeden.
Michał Dudek