„But I’m only Human after all” – czyli recenzja „A star is born”
Wspaniała muzyka, wzruszające sceny, wszechstronnie uzdolniona Lady Gaga i uzależniony od narkotyków muzyk, któremu grunt wali się pod nogami — tak w kilku słowach można opisać ostatni kinowy hit „A star is born”.
Sam film jest już czwartą wersją klasyka z 1937 roku i opowiada historię dwojga ludzi: kobiety o nieziemskim głosie imieniem Ally oraz gasnącej gwiazdy muzyki country- Jacksona Maine’a.
„A star is born” to bez dwóch zdań film wielkiego debiutu. Jest on bowiem pierwszą produkcją wyreżyserowaną przez gwiazdę międzynarodowej sławy, wcielającą się w głównego bohatera męskiego — Bradley’a Coopera. Według mnie świeżo upieczony reżyser spisał się na medal, a sam film ma duże szanse na zdobycie statuetki Oscara lub nagrody Golden Globe, do której zyskał aż 4 nominacje.
Na ten konkretny seans chciałam wybrać się już na długo przed premierą i z utęsknieniem wyczekiwałam dnia, w którym w końcu będę mogła pojechać do kina i go zobaczyć. Miałam nadzieje, że film sprosta moim oczekiwaniom, a wydane na bilet pieniądze nie zostaną wyrzucone w błoto. Na szczęście się nie zawiodłam.
Powodem, dla którego na początku zainteresowałam się „A star is born”, nie był ani bardzo dobrze zrobiony zwiastun, ani wpadająca w ucho muzyka, która sama w sobie była genialna. Nawet nie będę ukrywać tego, że codziennie przynajmniej kilka razy słucham fenomenalnego „Shallow”. Rzeczą, a właściwie – osobą, która zainteresowała mnie na tyle, aby zagłębić się we wszystkie dostępne przedpremierowo materiały, była sama Lady Gaga. Piosenkarka o niebywałym talencie wokalnym, silnym charakterze (co swoją drogą bardzo łączy ją z główną bohaterką filmu) i zamiłowaniu do wymyślnych kreacji połączonych z mocnym makijażem, którego przez prawie cały film nie miała na swojej twarzy. Przez większość czasu spędzonego w kinie widzowie mieli więc okazję zobaczyć prawdziwą Stefani Germanottę- jak z resztą brzmi prawdziwe nazwisko Amerykanki. Bez warstw makijażu, z uwydatnionymi wszystkimi niedoskonałościami i naturalnym kolorem włosów, do którego artystka wróciła specjalnie na potrzeby produkcji.
Teraz, czytając to, pewnie sobie myślisz, iż próbuję ci wcisnąć, że lubująca się w podkładach i korektorach kobieta nagle, ot tak, postanowiła być „full natural”? Otóż nic z tych rzeczy. Powodem, dla którego piosenkarka nie nosiła makijażu, był Bradley, który za wszelką cenę starał się wydobyć z kobiety jak najwięcej naturalnego piękna.
Lady Gaga w wywiadzie dla Grahama Nortona sama przyznała, że wiele razy próbowała „przemycić” na plan trochę makeupu, ale za każdym razem zostawała odesłana przez Bradley’a na demakijaż, dlatego też po pewnym czasie przestała.
Podsumowując: „A star is born” to nietypowy wyciskacz łez. Ukazuje on zarówno jasne, jak i ciemne strony życia w blasku fleszy oraz daje widzowi do zrozumienia, że nie ważne jak bardzo znani i popularni jesteśmy, wszyscy żyjemy i czujemy podobnie. Każdego z nas może spotkać coś miłego. Każdy z nas ma prawo do miłości. Ale też i każdego z nas dotyka cierpienie. Ostatecznie przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi… jak śpiewał Rag’n’Bone Man.
Julia Cackowska