MIŁOSIERDZIE ALBO STRACH
Co nas najbardziej dziwi w miłosierdziu? Co nas najbardziej gorszy w tym, że ludzie okazują sobie miłość? I dlaczego nie mamy w sobie pewności i zaufania? Dlaczego jest w nas tyle lęku, strachu i bezpodstawnej, wręcz desperackiej krytyki…? – Na te pytania odpowiedzieli nam całkiem nieświadomie Błażej Strzelczyk i Piotr Żyłka.
Siadłyśmy w pierwszym rzędzie. Wchodzą. Zaczyna się. Pierwsze pytania. Błażej mówi o czynieniu dobra. „Nie trzeba bronić Polski przed napływem muzułmanów, trzeba czynić dobro”. Już za chwilę Piotr dodaje, że „miłosierdzie to jest coś odruchowego”.
Błażej i Piotr są wierzący. Nie wstydzą się tego i można by rzec, że niczego się nie boją. Na pytanie o strach, Błażej odpowiada: „Kiedyś odwiedzając Jaśka, na zarośniętej brudem, pełnej krwi i spermy podłodze zobaczyłem szczura. To był jedyny moment stresu.” Potem zadaje nam retoryczne pytania. Bardzo oddające postawę „dzisiejszych” ludzi. Bardzo mocne. „Co się stało z hasłem Nie lękajcie się? Gdzie się ono podziało?! Może należy powrócić do spuścizny Jana Pawła II…? Tyle.”
Błażej bardzo otwarcie mówi o wierze i Jezusie jako o Zbawicielu. „To jest strasznie uwalniające, że Chrystus wziął na siebie cierpienia tych ludzi. My nie musimy tego robić. Możemy być obok.” Błażej nie rozumie sytuacji, że ludzie będąc chrześcijanami i chodząc do kościoła ze względu na Jezusa, patrzą z pogardą na bezdomnych, w których ten Jezus również jest. Błażej nie może się zgodzić na to, że ktoś żyjący koło niego, na wyciągnięcie ręki, umiera na przykład z wychłodzenia. Błażej mówi, że to jest niecywilizowane. Błażej broni bezdomnych. Jako chrześcijanin czuje się odpowiedzialny za swoich pogubionych w życiu bliźnich. Nagle zaczyna mówić o pięknie spowiedzi. Padają słowa, że „konfesjonał to miłość. Tam otrzymujemy przebaczenie. My również możemy być konfesjonałami dla bezdomnych. Wystarczy rozmowa, zainteresowanie, dar poczucia troski o drugiego człowieka, co bardzo ubogaca.” Błażej nie uważa się za bohatera. Sądzi, że mówienie o sobie jest żenujące, a pomoc nie powinna być przejawem bohaterstwa. To powinno być normalne. Odruchowe. Jednak ludzie krytykują taką pomoc. Dlaczego? Czują zgorszenie? Obrzydzenie? Mają zatwardziałe serca pełne strachu przed miłością bezwarunkową, która nie oczekuje niczego w zamian? Czy chodzi jedynie o brak wiary, czy o lęk? Mówią, że każdy jest kowalem swojego losu. Absurd. Samo pojęcie ‘bezdomności’ nie istnieje. Błażej mówi o KRYZYSIE bezdomności. O sytuacji. Bo nie ma bezdomności z wyboru.
Piotr natomiast mówi dużo o uchodźcach. Opowiada o Mohamedzie. Mohamed jest uchodźcą. Od dziecka był traktowany jak zwierzę. Jego plecy są pokryte bliznami po codziennych batach. Piotr mówi, że nie możemy przyjmować uchodźców czysto politycznie. „Jeśli tylko będziemy od nich wymagać, a sami nie będziemy robić żadnych kroków do przodu, to…” – w tym momencie urywa. Nie musi kończyć. Było jednoznacznie. Błażej przytacza wtedy słowa ś.p. ks. Jana Kaczkowskiego: „Człowiek, który jest wierzący, uczciwy, chodzi do Kościoła, nie bije żony i dzieci, wychodzi w swoim życiu jedynie na zero. Musimy próbować wychodzić na plus. Robić cos więcej. Mieć gęste życie i robić dobro”.
Błażej i Piotr robią dobro. Razem z ss. Małgorzatą Chmielewską cerują świat. Bo – jak mówi siostra – „źle się dzieje”. „I nie ma głupiej pomocy. I nieważne kto pomaga. Na końcu jest ten sam efekt – było warto.”
Równie warto było pojechać wczoraj do Rzeszowa na spotkanie z Błażejem i Piotrem. Warto było podejść do tych niesamowitych panów, poprosić o podpis na książce. I po prostu, po ludzku, albo po Bożemu. Obdarować się nawzajem bezwarunkową miłością, do jakiej powołał nas ten sam Bóg. Przytulić się. Uśmiechnąć. Wystarczy.
Magda i Dżasta