Euroobojętni, czyli młodzież w czasach kampanii
Wybory do Parlamentu Europejskiego tuż, tuż, bo już 7 czerwca. Niecały tydzień dzieli nas więc od zdecydowania, kto będzie nas reprezentował na arenie Unii Europejskiej przez najbliższe 5 lat. Dla większości młodych będzie to jednak wybór pomiędzy grypą świńską, ptasią a zostaniem w domu. Dlaczego?
Paweł ma 18 lat. Uczy się w jarosławskim ogólniaku. Nigdy specjalnie nie interesował się polityką, jednak zawsze starał się być na bieżąco z tym, co dzieje się w Polsce i na świecie. Okres kampanii do europarlamentu przeżył raczej spokojnie, nieniepokojony przez komitety wyborcze potencjalnych europosłów. Gdy 7 czerwca przyszło do głosowania, kompletnie nie miał pojęcia, kim są ludzie, na których mógł zagłosować. Zagłosował więc „na chybił trafił”.
Po dwóch latach zapomniał już o eurowyborach 2009. Był jednak prawdziwie zawstydzony, kiedy usłyszał o wybrykach pijanych polskich europosłów i antysemickich wystąpieniach polskich narodowców, które wprawiły w zażenowanie cały kontynent. – W jaki sposób Ci goście dostali się do Parlamentu? – zastanawiał się Janek. Pretensje mógł mieć jednak tylko do siebie.
Taki właśnie scenariusz może stać się w niedługiej przyszłości rzeczywistością. W ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego frekwencja wyniosła niewiele ponad 20%. Polaków reprezentowali niekiedy posłowie, wydawałoby się, z przypadku. Działania eurodeputowanych pokroju Macieja Giertycha niejednokrotnie stawiały Polskę w, oględnie mówiąc, złym świetle. Jednak tacy ludzie nie wzięli się znikąd. Jeśli zostali wybrani, to głosował na nich ich niewielki, ale stały elektorat, który ma tę zaletę, że oddaje na nich głos, choćby się paliło i waliło.
Sposobem na wykluczenie z rozgrywki wyborczej kandydatów co najmniej kontrowersyjnych jest uruchomienie młodzieży. A ta sztuka w poprzednich latach słabo się politykom udawała. Co prawda, ostatnie miażdżące zwycięstwo Platformy w wyborach parlamentarnych udało się tylko dzięki poparciu młodych. Jednak ruszyli oni tłumnie do urn tylko dlatego, że przez dwa lata rządów gabinetu Jarosława Kaczyńskiego słowo „PiS” stało się synonimem obciachu. PiS nie potrafił dotrzeć do młodych wyborców, zrażając ich do siebie ciekawymi wypowiedziami, np. o internautach czy marihuanie.
Nie jestem entuzjastą tego, żeby sobie młody człowiek siedział przed komputerem, oglądał filmiki, pornografię, pociągał z butelki z piwem i zagłosował, gdy mu przyjdzie na to ochota. Zwolennicy głosowania przez Internet chcą tę powagę odebrać. Dlaczego? Wiadomo, kto ma przewagę w Internecie i kto się nim posługuje. Tą grupą najłatwiej manipulować, sugerować, na kogo ma zagłosować.
Co do konopi, no to na pewno trzeba walczyć z marihuaną. Ale czy marihuana jest z konopi? Chyba nie.[…] Nie wiem, jak pan łączy marihuanę z konopiom, skoro na pewno z narkomanią trzeba walczyć.
Obie powyższe wypowiedzi autorstwa Jarosława Kaczyńskiego, który zebrał też cięgi za brak konta w banku i pomieszkiwanie u matki. PiS strzelał zatem do własnej bramki, nie przejmując się tym zbytnio zresztą, bo to nie młodzieżowy elektorat miał zapewnić im wygraną w wyborach. PO miała więc ułatwione zadanie.
Dzisiaj sytuacja wygląda inaczej. Aż 18% osób w wieku od 18 do 25 lat zdecydowanie nie chce głosować (sondaż Eurobarometru dla Parlamentu Europejskiego).
– Wybory do Europarlamentu nic nie zmienią. Parlament nie ma znaczących kompetencji, dlatego większość ludzi nie pójdzie głosować. Zwłaszcza że wybory są międzynarodowe, więc tym bardziej nikt nie zagłosuje. Ja możliwe, że pójdę, ale nie jestem jeszcze przekonany — mówi osiemnastoletni Michał.
– Wybory do Parlamentu Europejskiego przypominają te do Sejmu i Senatu. Wszyscy chcą przypomnieć, jakie partie w tym kraju jeszcze istnieją. Nikt jak na razie nie przedstawił mi swoich postulatów, nikt nie powiedział mi, czym ten cały parlament się zajmuje. Jeśli to się nie zmieni, z ciężkim sercem, ale nie pójdę głosować. – dodaje Anna.
Powód jest tyleż prosty, co niezrozumiały: żaden komitet wyborczy nie stara się dotrzeć do młodych wyborców. Tematy poruszane na spotkaniach dotyczą głównie rolnictwa, rozwoju przemysłu, rybołówstwa, hutnictwa, metalurgii i tym podobnych młodzieżowych tematów.
Zadzwoniliśmy do dwóch liczących się kandydatów największych partii, którzy startują w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego. Posłankę PO Elżbietę Łukacijewską i posła PiS dra Andrzeja Ćwierza spytaliśmy, czy mają jakiś specjalnie przygotowany program, który mógłby zainteresować młodych.
Elżbieta Łukacijewska: „Jestem posłem, który we wszystkich biurach zatrudnia młode osoby. Średnia wieku to 22-23 lata. Są to niekiedy studenci i to po pierwsze pokazuje, że nie tylko mówię o młodzieży, tylko autentycznie daję im szansę. Poza tym wiadomo, że w UE jest możliwość odbywania staży, praktyk, a także każdy eurodeputowany powinien, jeśli zależy mu na dobrej reprezentacji regionu, być otoczony sprawnymi asystentami. Nie społecznymi bynajmniej, bo te pieniądze powinny być pożytkowane. Wie Pan, o formule, jaką jest zapraszanie młodych do UE, to nie chcę mówić, bo żaden eurodeputowany łaski nie robi — są na to pieniądze z UE. Jeśli jest taka możliwość, to młodzi i różne środowiska powinny zobaczyć, jak to funkcjonuje od środka. Jest to podobne do tego, że robi się wycieczki do polskiego Sejmu, pokazujące pracę i życie posłów od kuchni.”
Dr Andrzej Ćwierz: „Tu nie ma wątpliwości, że będą staże. To będzie na pewno, ale to nie jedyna rzecz, którą zamierzam robić. Podstawową jest to, by wychowywać młodych ludzi, żeby im pokazywać, co jest ważne. Staż mogę zapewnić 5, 10, 15 osobom, natomiast poprzez swoją pracę mogę wychować setki. Stworzyłem np. takie stypendium dla uczniów mojej szkoły (I LO im. Mikołaja Kopernika — przyp. MG/TP). Uważam, że tylko przez takie rzeczy można pomóc społeczeństwu.”
Cele szczytne i godne pochwały, ale takie doraźne rozwiązania mogą zadowolić, jak stwierdził sam poseł Ćwierz, wyłącznie grupę wybrańców. A co z resztą? Kwestią dyskusyjną jest także stanowisko, jakie pełnią przepytywani. Posłowie nie widzieli nic dziwnego w zamienianiu polskiego mandatu poselskiego na europejski w połowie kadencji krajowego parlamentu.
Elżbieta Łukacijewska: „Tak samo moglibyśmy potępić tych, którzy będąc burmistrzami, wójtami, startują na posłów. Sama byłam wójtem, więc wiem, że takie samorządowe przygotowanie, czy poznanie spraw ludzi na dole, daje szansę autentycznego zajmowania się ludzkimi sprawami. Jeśli ktoś nie ma takiego przygotowania, nigdy nie pracował z ludźmi i dla ludzi, nie wiedział, co to znaczy problem ze szkołami itp., nie będzie dobrym przedstawicielem narodu. Tym bardziej że rola PE będzie wzrastać, kiedy w końcu Traktat Lizboński zostanie przyjęty. Poza tym, dopóki nie ma zakazu… to można i należy kandydować.”
Andrzej Ćwierz: „Posłów, którzy teraz kandydują, jest wielu, znajdzie ich Pan w każdej partii. A skoro tak jest, to zapewne w niczym to się ze sobą nie kłóci. I powiem Panu, że nie ma na Podkarpaciu drugiego tak przygotowanego do tej pracy. Więc ja nie wiem, dlaczego moja partia nie ma skorzystać z tego, że ma świetnie przygotowanego gościa, który co dzień uprawia politykę międzynarodową, był szefem komisji, brał udział w wielu misjach międzynarodowych.”
Wiedzą za to eksperci. Wg znanych konstytucjonalistów, parlamentarzyści startujący w wyborach nie wypełniają swoich zobowiązań, złożonych w wyborach krajowych.
– Moim zdaniem posłowie, którzy startują do Parlamentu Europejskiego, łamią mandat poselski, a tym samym konstytucję oraz naruszają zasady państwa demokratycznego. To samo dotyczy senatorów (tych o mandat do PE ubiega się siedmiu) – twierdzi prof. Paweł Sarnecki, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego UJ (wypowiedź dla Dziennika Polskiego).
Chodzi tu mianowicie o kwestię zobowiązań posłów, które stwierdzają m.in. rzetelną pracę przez całą konstytucyjną kadencję, z wyjątkiem pewnych prawnie uzasadnionych i oczywistych przypadków, jak śmierć czy zrzeczenie się mandatu. Tymczasem żaden z posłów nie zwrócił się do marszałka Sejmu o zamrożenie diet na swoje biuro poselskie podczas kampanii.
To bezpieczne posunięcie. Gdy posłom nie uda się dostać do PE, pozostaną oni na swoich stanowiskach. Co więc ciągnie parlamentarzystów do porzucenia tak dobrze płatnej pracy? Jeszcze lepiej płatna posada! Miesięcznie europoseł zarabia tylko 7.665 euro brutto. Otrzymuje także tylko 298 euro diety dziennie. Jak więc tu wyżyć za 11.283 euro miesięcznie netto? Można podbierać pieniądze asystentów – 17.540 euro na miesiąc albo zamiast w biuro poselskie inwestować w siebie – 4.202 euro na miesiąc. Bardziej przebiegli mogą także docierać do Brukseli autostopem i pobierać dodatkowo pieniądze przeznaczone na koszt podróży między krajem a miejscem posiedzeń Parlamentu. Żeby żaden europoseł nie umarł z głodu, po zakończeniu kariery międzynarodowej, otrzymuje odprawę godną prezesów Orlenu — od 6 do 24-miesięcznych pensji, zależnie od stażu parlamentarnego.
– Nie ulega dla mnie wątpliwości, że za okres zaangażowania w starcie wyborcze posłowie nie powinni dostawać wynagrodzenia — twierdzi prof. Marek Bankowicz, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Z moralnego punktu widzenia posłowie nie powinni wyciągać ręki po pieniądze, które im się nie należą. Płacimy im za stanowienie prawa, a nie za porzucanie czy lekceważenie miejsca pracy, by w tym czasie zabiegać o finansowo znacznie lepiej płatne stanowisko w innym miejscu — przekonuje prof. Antoni Kamiński, politolog z Polskiej Akademii Nauk, przewodniczący Stowarzyszenia Obywatelska Polska (wypowiedź dla Dziennika Polskiego).
A jak reagują na to osoby, które po raz pierwszy mogą zagłosować na swoich przedstawicieli?
Ania: Wydaje się to mało uczciwe. Ci ludzie są potrzebni tutaj, po to ich ludzie wybierali.
Michał: To karygodne. Posła wybieraliśmy na czteroletnią kadencję, a nie po to, żeby sobie wyjeżdżał, kiedy zechce.
A mimo wszystko, warto głosować. [rozmawiać też warto, ale to temat raczej na felieton — przyp. MG] Powody można mnożyć: z patriotycznego obowiązku, z przekonania lub dlatego, że w końcu można. Niestety, wydaje się, że najważniejsze jest, by wrzucając świadomy głos do urny, zdobyć prawo do narzekania.
Maciej Grenda, Tomasz Pawłucki