Pewnego słonecznego dnia przed lekcją geografii zobaczyliśmy na drzwiach sali nr 25 ogłoszenie o wycieczce koła PTTK w Bieszczady. Jako że po pierwszym miesiącu w nowej szkole już potrzebowaliśmy świeżego powietrza, zadecydowaliśmy, że pojedziemy w najdziksze góry Polski. Szybka decyzja, krótka rozmowa i już mogliśmy się pakować.
W poniedziałek, 6 października, zgromadziliśmy się pod halą MOSIR, zapakowaliśmy bagaże na przyczepę dołączoną do busa i ruszyliśmy do Ustrzyk Górnych. Wiadomo – godzina 7 rano i „podział” na działy przedmiotowe nie sprzyjały integracji, ale nim wyszliśmy na trasę, już toczyły się wesołe rozmowy. Pomimo lekkich narzekań mieliśmy dobre tempo i po godzinie oglądaliśmy widok z Połoniny Caryńskiej. Zrobiliśmy tam krótki przystanek – jeszcze nigdy nie piliśmy tak doskonałej herbaty i nie jedliśmy tak cudownych kanapek jak tam. Prawie jak nektar i ambrozja. Z lekkim opóźnieniem zeszliśmy do Brzegów Górnych. Czekał już na nas kierowca i skierowaliśmy się do wspaniałego Schroniska PTTK Jaworzec. W bacówce przywitały nas psy – Kunti i Burek oraz cała gromada kotów. Oczywiście nie poszliśmy na spoczynek, jak normalni ludzie po górskiej wyprawie, tylko rozpoczęliśmy turystyczny wieczór.
Podzieliliśmy się na dwie grupy. Pierwsza przy pomocy profesora Bajana ugotowała przepyszny rosół. Druga ekipa zajęła się przygotowaniem ogniska pod przewodnictwem profesora Dudy. W krótkim czasie koło paleniska piętrzyła się prawie metrowa sterta drewna, która czekała na podpalenie. Po posiłku przyszedł czas na ognisko. Męczyliśmy się niezmiernie przy rozpaleniu ognia, ale nasz ogniomistrz Kuba dał radę mokremu drewnu. Nie minęło pół godziny, a już smażyliśmy smaczne kiełbaski. Przy ognisku towarzyszyła nam wyjątkowa tej nocy pełnia księżyca. Przegadalibyśmy cały wieczór, ale już następnego dnia czekała na nas kolejna połonina – tym razem Wetlińska.
Wyruszyliśmy z samego rana. Wprawdzie na początku przypominało to lekkie czołganie, ale twardo brnęliśmy do przodu. Startowaliśmy z czarnego szlaku, po to, aby potem przeskoczyć na żółty i finiszować na czerwonym, przy Chatce Puchatka. Tam, pomimo silnego wiatru, odbył się test wiadomości krajoznawczych. Jakie są gleby w Bieszczadach, którym szlakiem zaczynaliśmy wędrówkę, ile wynosi wysokość względna pomiędzy Jaworcem a Chatką Puchatka , dokonywaliśmy pomiaru azymutu oraz rozpoznawaliśmy formacje roślinne w Bieszczadach– każdy uczestnik wycieczki powinien to powiedzieć w nocy o północy. Gdy już każdy został przetestowany, mogliśmy skierować się do autobusu, który przyjechał po nas na parking, w Brzegach Górnych.
Zanim ruszyliśmy w drogę powrotną, zatrzymaliśmy się jeszcze w Ustrzykach Dolnych na pizzy. W pizzerii pooglądaliśmy szybko wiadomości – wiadomo, dwa dni w głuszy i już może coś nas ominąć. Gdy ciekawość i głód zostały zaspokojone, mogliśmy w końcu ruszyć do Jarosławia. W autokarze dowiedzieliśmy się jednak, że nie wracamy do domu, ponieważ nie bo nie, no i że wolę Olę.
Tak, tak, drodzy Państwo. Przez cały powrót trwała impreza w najlepsze, przy dźwiękach disco polo i innych polskich piosenek. Zanim zdążyliśmy przesłuchać wszystkie płyty kierowcy, za oknami przewijały się nam pierwsze zabudowania Jarosławia. Wycieczka była zdecydowanie za krótka, no ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Pozostaje nam tylko czekać na kolejną wyprawę, tym razem w Beskid Niski. Możemy jeszcze wspominać ten wyjazd, a uwierzcie, naprawdę jest co!
Aleksandra Bednarz