Praca, a jednak odpoczynek. Zabawa, a jednak wysiłek. Dziennikarska znów wraca tam, gdzie sięgają nasze korzenie. Jedno miejsce, milion wspomnień – Bieszczady.
Z historią w górach
Spodziewaliśmy się trzygodzinnej katorgi w nagrzanym autokarze. Jednak podróż pozytywnie nas zaskoczyła – nie dość, że kierowca zaszalał i włączył klimatyzację, to jeszcze prof. Jakub Duda umilił nam czas historycznymi opowieściami o gen. Karolu Świerczewskim (ps. Walter). Nie mogliśmy więc przeoczyć pomnika generała, przejeżdżając przez Jabłonki. A później, to już prosto do Brzeziniaka. Tyle że pod górkę i po serpentynach. Na miejscu przywitali nas gospodarze – pani Agnieszka i pan Krzysztof. Kilka minut wolnego, plecak na plecy i wyruszyliśmy w góry. Dotarliśmy pod Chatkę Puchatka, a potem na Przełęcz Orłowicza. Lepszej pogody nie mogliśmy sobie wymarzyć – słońce i lekki wiatr, łagodzący nasze zmęczenie. Mimo tego, po powrocie wyglądaliśmy, jakbyśmy wyszli spod prysznica. Ale nikomu to nie przeszkadzało, bo „mokre dzieci, to szczęśliwe dzieci”.
Cztery drużyny, jeden team
W Brzeziniaku czekali już na nas pierwsi dziennikarze – Radek Kietliński (szef Informacji Polsat News i Radia PiN) i Iza Alfredson (reporterka Polsat News). Przedstawili nam część naszego zadania na najbliższe dwa dni – mieliśmy podzielić się na cztery grupy i zapoznać
z legendami bieszczadzkimi. Czyżby czekała nas klasówka? Nie było na co czekać. Zestresowani szukaliśmy wszędzie. W ruch poszedł nie tylko Internet, ale i książki. Nawet stali tubylcy Karczmy Brzeziniaka próbowali nam pomóc. O poranku następnego dnia Radek powiedział, że mamy zrobić inscenizację wybranej legendy. Dostaliśmy później resztę wskazówek, jak to wykonać. A plan był prosty – część osób wyruszyła do Cisnej,
w poszukiwaniu nowych wątków do legend. Każdy, kogo spotkaliśmy, kierował nas do lokalnej sławy – pana Ryszarda, który miał powiedzieć nam wszystko o legendach, a nie wiedział praktycznie nic.
W Brzeziniaku pisały się już scenariusze. Wszystkie grupy miały wymyśloną „szaloną” postać, którą musiały wpleść do fabuły. Więc obok „Gajowego” znalazł się „Różowy Koń” czy „Marsjanin z amnezją”. Za stroje posłużyły stare koce, gałęzie, prześcieradła i przerobione ubrania. Każdy mógł wcielić się w projektanta bieszczadzkiej mody sprzed kilku wieków. Mimo że byliśmy w czterech grupach, to i tak zostaliśmy jedną, zgraną drużyną. Udostępnialiśmy swoją garderobę i służyliśmy dobrą radą. Kilka prób, przymiarek i czas wchodzić na scenę. Pomimo naszych obaw, po śmiechu i oklaskach publiczności możemy powiedzieć, że poszło nam całkiem nieźle.
Sport nie taki męski
Zazwyczaj dziennikarstwo sportowe kojarzy się tylko z mężczyznami. Jest jednak kobieta, która potrafi im dorównać, a nawet sprawi, że będą od niej brać przykład – Karolina Szostak. Reporterka i prezenterka Polsat Sport. Opowiedziała nam o początkach swojej kariery, dając nam wskazówki na przyszłość. Tematy dotyczyły oczywiście zbliżającego się Mundialu, ale też sportu na naszym podwórku. Między innymi sytuacji naszej reprezentacji piłki nożnej, która lekko mówiąc, kolorowa nie jest. Zaciekawiła nas także opowieściami o kulisach programu „Dancing with the Stars”, w którym brała udział. Usłyszeliśmy też o ludziach z pierwszych stron gazet, z którymi się poznała. Zamieniła się nawet w logopedę. Pokazywała, jak akcentować różne głoski i wyrazy w serwisie sportowym. Przed nami jeszcze ciężka praca, aby mieć taką dykcję jak Karolina, jednak wiemy, że ćwiczenie czyni mistrza.
Wielki majestat
W sobotę nadszedł czas na gościa z Kancelarii Prezydenta – Przyjaciela naszej szkoły – Annę Godzwon. Doceniamy to szczególnie, patrząc na wysiłek, który Anna włożyła w przygotowanie wizyty Baracka Obamy w Polsce na obchody 25-lecia wolności. To właśnie dzięki niej mogliśmy uczestniczyć w tak świetnie zorganizowanym święcie dzień przed warsztatami – 4 czerwca. Mimo zmęczenia i niewyspania, odwiedziła nas w Bieszczadach. Nam jednak nie chciało się spać w trakcie jej opowieści. Podzieliła się z nami wrażeniami ze spotkania obydwu prezydentów. Od teraz wiemy też, jak wygląda planowanie uroczystości na najwyższych szczeblach i jak polscy dziennikarze różnią się od dziennikarzy zza drugiej strony oceanu. I chyba wygląda na to, że czas wprowadzić do dziennikarstwa „zasady nowej kultury”. Przed nami duże wyzwanie!
Leżing, plażing, smażnig…
Po południu nadszedł czas na zasłużony odpoczynek. Lato za pasem, więc trudno siedzieć w zamkniętych pokojach, gdy za oknem rozciąga się piękna polana. Widać z niej nawet szczyt Połoniny Wetlińskiej i Smerek. Część osób wzięła więc koce pod pachy i wygrzewała się w słońcu na brzeziniakowej łące. Niektórzy pływali w błyskach fleszy klasowych fotografów.
W jeszcze innych obudziło się pragnienie hasania po łące i wicia wianków, które już niekoniecznie wrzucano do falującej wody. Na głowie miały je nasze modelki, które przerodziły się w… Słowianki! Wieczorne ognisko, to już w sumie nasza tradycja. Jak zawsze można było potańczyć i pośpiewać, a do tego porządnie zjeść! A na koniec – pamiątkowe selfie z naszymi gośćmi i warsztaty, choć z wielkim bólem, można było uznać za zakończone. Będziemy je jednak wspominać bardzo długo i już czekamy na kolejny przyjazd w to magiczne miejsce!
M.J., K.R., N.S.