Czerwieniejące dzikie wino można by uznać za symbol ostatniego już wrześniowego weekendu, podobnie jak łagodne, bieszczadzkie połoniny i spokojną, klimatyczną, pobrzmiewającą w uszach i sercach muzykę SDMu. Pierwsze w tym roku szkolnym warsztaty dziennikarskie, a może wciąż wakacje? Pogody w ten weekend mógłby nam pozazdrościć każdy. Ostatnie, wczesnojesienne promyki słońca, poprzedzające poniedziałkowe załamanie pogody. Bieszczady. Siedlisko Brzeziniak w Przysłupiu. Dające ochłodę drzewa, strumień, drewniane mostki, kolejka z uroczymi, małymi wagonikami. My – w miejscu, gdzie czas się zatrzymał. Na Połoninie Wetlińskiej wszyscy są rodziną. Mijający się ludzie wspólnie podziwiają błękitne niebo, niezwykłe widoki – łagodne stoki, żółtawe trawy, a w oddali zielone drzewa i pozdrawiają się. My też. Na szczycie przymknięte oczy, wytężony słuch i zbieranie sił na drogę powrotną. A potem? Zbiegamy truchtem z połoniny. Znów gotowi do pracy, czekający na nowe wyzwania, ze świeżo naładowanymi akumulatorami. Potem grill i oczekiwanie na dziennikarzy. Jak określił jeden z nich: „zjedli kiełbasę z ziemniakami, a potem zajęli się dziennikarstwem”. Tak się stało. Pierwszaki z nielicznymi rodzynkami z klasy drugiej mieli zajęcia z Magdaleną Kursą i Rafałem Romanowskim z Gazety Wyborczej, a cała reszta z operatorem TVN Arturem Głupczykiem. Zaczęło się od wykładów, aby następnego dnia przejść do praktyki. Sobota była pracowita od samego rana. Wzmocnieni przepysznym śniadaniem drugoklasiści pojechali do „Siekierezady” – knajpy, w której niezawodna jak zawsze Kornelia – wschodząca gwiazda dziennikarstwa – nakręciła swojego pierwszego newsa. Tymczasem klasa pierwsza zajęła się pisaniem tytułów i leadów oraz szlifowaniem swojego języka. Potem udali się na zasłużoną przerwę. Tymczasem z Cisnej wrócili młodzi dziennikarze telewizyjni. Na ich czele oczywiście Kornelia, której kilkugodzinna praca wręcz sprawiała przyjemność. Sądząc po efektach – było warto. News okazał się świetny, a wieczorna projekcja niezwykle udana. Potem pozostało tylko świętować. Niedzielny poranek … i znów sycące śniadanie. Pożegnanie z bieszczadzkimi aniołami z Siedliska Brzeziniak i ostatni już jak się wydawało przystanek – Solina. Zaporę zobaczyć oczywiście było warto, choć niektórzy boleśnie odczuli brak ciemnych okularów. Słońce prażyło niemiłosiernie, stąd opalone twarze. A skąd wzięły się pozdzierane struny głosowe? Nieuchronnie zmierzający w kierunku Jarosławia autobus rozbrzmiewał śpiewem pasażerów. Różne głosy, różne języki i różne klimaty. Od SDMu, przez DŻEM, na włoskich hitach skończywszy. Taki był finał pierwszych w tym roku szkolnym warsztatów dziennikarskich