28 maja 2012 roku grupa uczniów z naszej szkoły wraz z mgr Andrzejem Bajanem wybrała się na
II Rajd Kopernika w Pieniny do miejscowości Sromowce Niżne koło Szczawnicy.
Nasza EKIPA – 13 osób, miała zapewnione noclegi w namiotach, każdy własnego „chowu” przywieziony z domu.
Wszystko zaczęło się właściwie tak: zebraliśmy się o godz. 6 rano pod halą MOSiR w Jarosławiu. Każdy z uczestników obładowany jedzeniem, śpiworem i Bóg wie, czym jeszcze oczekiwał chwili odjazdu. Nie obyło się bez małych opóźnień, gdyż jedna z uczestniczek zapomniała… namiotu!
W końcu – cała naprzód, najpierw w stronę Przeworska, skąd zabieraliśmy jeszcze trzech uczestników, a następnie Rzeszów, Nowy Sącz aż do Szczawnicy. Na trasie spotykamy tegorocznych maturzystów z naszego LO – postanowili odstresować się na łonie przyrody – SZCZĘŚCIARZE !!!.
Pierwszy przystanek -Stępina, gdzie mieliśmy okazje zwiedzić jedną z kwater Hitlera wzniesioną w latach 1940-41
Im bliżej celu, tym bardziej czujnie przyglądamy się wszystkiemu dookoła- niebo jakieś inne, burzowe, to nic, ważne, że to już koniec drogi. Tak nam się tylko wydawało, bo…
„Ruszamy na mały spacerek” mówi Pan Andrzej.
Zostawiamy dobytek, zabieramy wodę, kanapkę i coś od deszczu (choć w głębi duszy mamy nadzieję, że nam się to nie przyda), ruszamy wzdłuż Dunajca z Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru, tj. jakieś 12 km marszu. Choć nadzieja umiera ostatnia i liczyliśmy na chwile w słońcu „złapała” nas ulewa,
a miało być tak pięknie. Spowolniło to nasz spacer, lecz po ok. 2-3h dotarliśmy do punktu docelowego, jakim było pole namiotowe w Sromowcach Niżnych.
Nie było chyba osoby, która nie myślałaby w tamtej chwili o ciepłym pokoju, obiedzie i chociażby prysznicu. NIE BYŁO LEKKO, żeby się położyć trzeba rozłożyć namiot – po mozolnych staraniach każdemu się to udało. Można się posilić – np. zupką chińską i wziąć prysznic w towarzystwie pająka
i karalucha. SZA, CICHO SZA – CZAS NA SEN, zamknięci w swoich namiotach zastanawiamy się, co przyniesie jutro???
Okazało się, że wtorek rozpoczął się pięknym słońcem. Poranna toaleta, śniadanie i ruszamy na rafting, czyli spływ pontonem po Dunajcu ze Sromowiec do Szczawnicy. Coś fantastycznego, mogliśmy pooglądać trasę wczorajszej wyprawy z innej perspektywy, bawiąc się przy tym znakomicie. Pierwsze krople wody na ubraniu iiii ruszamy, taka gratka nie zdarza się codzień !!!!!
Opisać słowami się tego nie da, było wspaniale, każdy z nas bogatszy o nowe doświadczenia nie mógł doczekać się kolejnego dnia.
Czorsztyn, rejs statkiem i zamek w Nidzicy, na który nie starczyło sił, czy pieniędzy – już nie pamiętam. Ten dość aktywny dzień zakończyliśmy w Szczawnicy na małym jedzonku, a wieczorem… płonie ognisko w lesie (…).
Dzień trzeci – mini szkoła przetrwania. Wczesna pobudka i ruszamy z przewodnikiem na szlak. Naszym celem były Trzy Korony i ich najwyższy szczyt Okrąglica (982 m.n.p.m.), mieliśmy pod górkę
i dosłownie i w przenośni. Pierwsza godzina marszu wylała z nas siódme poty. Nasz trud się opłacił, bo widok z Okraglicy był bajeczny. Kolejny szczyt to Sokolica(747 m.n.p.m). po drodze nawiązaliśmy nowe międzynarodowe znajomości z Turkami i Portugalczykami. Marsz zakończył się rejsem na drugi brzeg Dunajca tj. jakieś 3 min. i czasem wolnym w Szczawnicy.
Noc ze środy na czwartek była ostatnią na obozowisku, z tej okazji nasz opiekun zgotował nam pyszny żurek. Przy ostatnim ognisku żartom i śpiewom nie było końca.
Czwartkowy ranek troszkę pokomplikował ostatnie plany, podzieliliśmy się na dwa obozy – obolałych, którzy pozostali w Szczawnicy i tych mniej obolałych, którzy ruszyli do Wąwozu Homle.
Ja też tam byłam, świetnie się bawiłam, bardzo zmęczona, ale szczęśliwa razem z całą „ekipą” naszej wyprawy dotarłam do Jarosławia około godziny 20.00. DZIĘKUJEMY ZA WSPANIAŁĄ PRZYGODĘ!